poniedziałek, 1 października 2012

I. Witajcie mili państwo w parszywej galaktyce, o parszywej dla tej galaktyki porze.

.


Ostatnio mocno lansowana przemowa Wielkiego Admirała Hacketta do ludzkości, emitowana przez ziemski rząd, sprawiła, że z całego korpusu oficerów przymusowo stacjonujących na Noverii, tylko Jack sążniście splunęła na poprzecinany paskami zakłóceń ekran. Wielki Admirał Hackett zamilkł, jakby ów akt zniewagi dotknął go do żywego i zrobił przerwę na starcie jej śliny z czoła.

 - Maskotka Cerberusa – Jack rozdarła się niemelodyjnie, sprawdzając kanał komunikacyjny w swoim omni-kluczu – próbuje się dodzwonić. The number you're trying to reach is currently unavailable!

Rachel Shepard spojrzała na nią potępieńczo, po czym odtworzyła wiadomość.
I tym co wstrząsnęło całym kompleksem wcale nie były eksplozje pocisków artyleryjskich, tylko wrzask Mirandy. I wszystkim zrobiło się nagle od razu cieplej mimo klasycznego, noveryjskiego zera absolutnego.

 - Wszystko wali się na głowy! Jesteśmy na drugim poziomie, Cerberus ścigał nas aż po ten sektor. Poszedł reaktor. Awaryjne procedury nie reagują. Schody są podniszczone, ściany niestabilne, ledwo stoją. Jesteśmy całkowicie odcięci! Mamy dwóch rannych; Jacob ma rozwaloną arterię udową a Samara.. Samara!

Samara podjęła melodię. Puls jej muzyki był gwałtowny. Pobudzał pierwotne instynkty. Melodia była próżna, powtarzała swe motywy w nieskończoność. Z czasem jej śpiew brzmiał coraz bardziej dziko. 
Rozpaczliwie. Kilka bolesnych oddechów.

Pociski jonowe miarowo i jednostajnie uderzały w kompleks biurowca. Nic nie mogli dla niej zrobić. Nic.

Jack, stojąca obok Rachel, zaklęła pod nosem nadzwyczaj parszywie. I wystrzeliła serię ze swojej strzelby wprost w ekran, gdzie zaraz po entuzjastycznej przemowie Wielkiego Admirała rozbrzmiała pieśń propagowana przez Ministerstwo Obrony. Pieśń momentalnie ucichła. Na całkowicie zagruzowaną podłogę uderzyły łuski. Przekleństwa Jack przybrały na sile i klnąc tak przez dłuższy czas ani razu się nie powtórzyła.

 - Shepard.. Straciliśmy ją.

 - Odwrót, Lawson – po chwili zdecydowała się przekrzyczeć ogólny galimatias. – Wycofajcie się do najbliższego portu i skontaktujcie się z Jokerem. Dołączymy do was… wkrótce.

Miranda westchnęła. Jak zwykle gdy nie potrafiła wykrzesać z siebie słowa. Nie czuła rozpaczy. Coraz więcej było w niej spokoju. Wewnętrznego poczucia, że coś się kończy, coś się zaczyna. Wydała rozkaz do odwrotu. Garrus pomógł wstać siedzącemu pod kolumną Jacobowi. Z każdego mijanego ekranu słychać było niezwykle optymistyczną odezwę Hacketta do walczących. W biegu wydawało się, że nawet interfejs WI nuci żołnierską pioseneczkę. 

Znów po szkle spływała ślina Jack.

 - Ach, spierdalaj – wrzasnęła ze stosowną do treści wypowiedzi godnością. Poczuła, że wzbiera  w niej nerwowy śmiech.

Nagle z korytarza wypadło paru komandosów Cerberusa wraz z ich dumą i chlubą na ramieniu, najnowszym plikiem torped typu V. I prawdziwie dumnie, z głową uniesioną a nosem zadartym, wystrzelili owe torpedy bezpośrednio w ex-komandosów Cerberusa. Shepard zanurkowała w bok, przypadła do podłogi. Oczyściła środek, wyjmując swoją wyrzutnię rakiet ML-77 i ryzykując ostry ostrzał, wychyliła się zza filaru wystrzeliwując rakietę wprost w przeciwny filar utrzymujący i tak chybotliwy sufit. Wznieśli parę nieskładnych krzyków chwilę przed zawaleniem się sufitu.

 - Hehehe – uśmiechnął się Grunt, gdy ostatni dobity przez Garrusa przestał się miotać i bryzgać krwią.

 - Musimy znaleźć inną drogę – powiedział oschle Vakarian poprawiając na plecach Wdowę X. – Tędy już raczej nie przejdziemy, gruz jest niestabilny, podłoga może się zarwać.

- A widzisz tutaj inną drogę?

- Być może będzie trzeba przebić się przez most..

- Robimy powtórkę z rozrywki? – rzuciła Jack, przykucając pod ścianą. – Zapomniałaś jak ostatnim razem Garrus wpędził się w takie samo gówno? Odstrzelą nas. Nie zgrywaj Marlowe'a, najwyżej dostaniecie kwiecisty opierdol od Lawson za zwłokę.

 - Niekoniecznie – Shepard otarła przedramieniem kurz z twarzy. – Jeśli ekipa Mirandy dostała się już do portu, być może gdy rozstawią się na flance, będą w stanie nieco odwrócić od nas uwagę Cerberusa i najemników..

 - Kolejne połączenie, Rachel - wtrącił Vakarian, ustanawiając stabilne połączenie. - To.. stara znajoma.

 - Shepard – sylwetka zatańczyła na omnikluczu Shepard i choć zakłócenia poważnie utrudniały rozpoznanie postaci, Rachel wiedziała kto próbował się z nią skontaktować - tu.. Mac..vish. Liara i ..skanowałyśmy obszar. Za mom... wyrżną wa.. pień.  Zna... am wam alternaty.. gę do jej obec.. ycji. Dołącz.. do was za..

Z końca korytarza zagrzmiały krzyki. Połączenie zostało zerwane. 

 - Ruszać się! – wrzasnęła Shepard.

Chwilę po wydanej komendzie cały budynek potężnie zadrżał. Szkło wszelakie poszło w drobiazgi, podobnie jak zachodnia ściana. Na nieco oszołomioną, całkowicie wybitą z równowagi świstami kul i przede wszystkim ogłuszoną Rachel rzuciła się MacTavish przypłaszczając ją do podłogi. Razem z Liarą pojawiły się dosłownie przed chwilą, gdy zza ogromnego kamiennego bloku, stanowiącego jeszcze sekundę temu ścianę kompleksu, ogień zaczął trawić najemników.

 - Kto u diabła.. – uniosła się na łokciach Shepard.

 - Zaeed – odwrzasnęła niewyraźnie, oblizując jednocześnie krew z warg – i Człowiek Iluzja zawiązali układ. Jakby to powiedzieć: po twoim trupie.

Obok nich znalazła się Liara przytykając nerwowo dłonie do krwawiącej obficie rany na klatce piersiowej. Granatowa plama rozrastała się w zastraszającym tempie. Rachel spojrzała krytycznie na nadpalony kombinezon asari.

 - Zaeed – odpowiedziała na niezadane pytanie.  – Pewne rzeczy po prostu się nie zmieniają. Ale Shepard, posłuchaj..

Rachel jakby się otrząsnęła i przypadła do niej. Liara pomału wykrwawiała się. 

Wymiana ognia nie trwała nazbyt długo.

Zmęczenie po wielogodzinnej akcji poszukiwawczej, po następujących po sobie kilku godzinnych podchodach dawało o sobie znać. Wycofywanie odbywało się powoli. Massani i jego odział przyszpilili ich na ostatnim odcinku.

Shepard wtedy spojrzała na MacTavish leżącą na plecach; przeładowywała z widocznym trudem. Z niemałym wysiłkiem wróciła do pozycji bojowej. Na chwilę jakby zamarła, pociągając za spust. Cała scena wydawała się rozgrywać w zwolnionym tempie.


Nie była pewna czy zdążyła zauważyć jak Liara obrywa kolejnym pociskiem w brzuch.



.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz